czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 3 cz. 2

3. Lepsze poznanie się.


                    Gdy dotarłam na miejsce, Marco już siedział przy stoliku. Wyglądał wręcz cudownie. Z uśmiechem podeszłam do niego. Gdy mnie zobaczył to od razu wstał.
- Ślicznie wyglądasz. - Pocałował mnie w policzek.
- Dziękuje i nawzajem. - Powiedziałam, kiedy odsuną mi krzesło, abym mogła usiąść.
- Co państwu podać? - Zapytał kelner, który właśnie przyszedł.
- Ja poproszę latte macchiato. - Złożyłam zamówienie.
- A ja espresso. - Gdy kelner odszedł my zaczęliśmy rozmowę.
- Dlaczego nie lubisz piłki? - Zapytał.
- Trochę skomplikowane. - Odparłam.
- Mów spróbuje zrozumieć. - Zachęcał mnie.
- Zapewne znasz bramkarza Manuel Neuer.
- Tak gra w Bayern i w reprezentacji. Znam go dość dobrze.
- No to jest mój "ukochany" kuzyn. - Spojrzał na mnie ja na ufo. - No co rodziny się nie wybiera ... Wracając do tematu. Zawsze tylko słyszałam: Manuel jest tak wspaniały. Osiągną już tak wiele mimo  młodego wieku. Po prostu dzień w dzień słyszałam jakim to on jest świetnym piłkarzem, a ja nie rozumiałam o co im wszystkim chodzi. Że niby co? Zdobył parę pucharów i jakieś tam medale to jest nie wiadomo jaki ...
- O to państwa zamówienie. - Przyszedł nagle kelner.
- Dziękujemy. - Odpowiedzieliśmy równocześnie, po czym chłopak odszedł. Upiłam łyk napoju i mówiłam dalej.
- Było nieważne co ja osiągałam, liczył się tylko Manuel. Mnie po prostu rodzina miała cały czas gdzieś i tylko liczył się on i ta piłka nic po za tym ... U mnie w domu był tylko jeden temat: piłka nożna. - Wyjaśniłam w skrócie.
- Czyli znienawidziłaś piłkę przez Manuela. - Spojrzał mi prosto w oczy po czym napił się kawy.
- Dokładnie ... Piękne wąsy. - Odpowiedziałam z bananem na ustach.
- O co ci chodzi?
- Po kawie masz ślad. Czekaj - wzięłam serwetkę i wytarł go, jak małe dziecko - gotowe.
- Dzięki. A tak właściwie to czemu sądzisz, że rodzina ma cie gdzieś?
- Możesz mi uwierzyć, że wiele razy dali mi to odczuć. - W środku posmutniałam na same wspomnienia, ale na zewnątrz cały czas się uśmiechałam.
- Może pójdziemy się przejść? - Zaproponował.
- Z chęcią.
- To zaczekaj, a ja pójdę za nas zapłacić. - Jak powiedział tak zrobił, a ja w tym czasie poszłam przed kawiarnie. Po chwili blondyn był obok mnie. - To chodźmy.
                    Złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę parku. Chodząc rozmawialiśmy o bzdetach. Mimo tego, że długo go nie znam to naprawdę świetnie spędzam z Nim czas. Rozmawia mi się z Nim inaczej niż ze wszystkimi. Czuje, że mogłam bym mu powiedzieć o wszystkim, a On by mnie wysłuchał. Przy Nim jestem sobą. Chciałam bym, aby ta chwila trwała wiecznie, ale jak na złości zaczął padać deszcz. Lecz na szczęście do domu mieliśmy blisko, ale to i tak nie pomogło nam. Ponieważ gdy każde z nas stało przed swoimi drzwiami to woda leciała z nas ciurkiem. Nagle Marco zaczął nerwowo przeszukiwać swoje kieszenie.
- Co się stało? - Zapytałam.
- Zapomniałem zabrać kluczy z szatni po treningu. - Wyjaśnił mi.
- To zapraszam do siebie. - Otworzyłam drzwi na oścież i zapaliłam światło w środku.
- Nie będę robił ci kłopotu, pojadę zaraz po klucze i problem z głowy.
- Wcale nie będzie zawracał mi głowy, a po za tym pewnie stadion jest już zamknięty bo jest już dość późno. - Spojrzałam na zegarek w telefonie. - Wchodź do środka bo się przeziębisz. - Rozkazałam mu, wykonał moje polecanie bez żadnego "ale". - Chodź zaprowadzę cie do gościnnego pokoju i pokaże gdzie jest łazienka.
- Sylwia jest mały kłopot.
- Jaki?
- Nie mam żadnych ubrań przy sobie. - Wyjaśnił.
- Chodź ze mną do garderoby. - Poszliśmy prze zemnie wskazane miejsce. - Zaraz coś ci znajdę. - Otworzyłam szufladę gdzie miałam za duże T-shirt. - Gdzie ona jest? - Mówiłam sam do siebie. - Znalazłam! - Zawołałam po chwili. - Pasuje ta koszulka? Spokojnie ja mam ją prawie do kolna, czyli na tobie powinna leżeć ideolo. Poczekaj jeszcze chwile. - Zaczęłam szukać jeszcze jednej rzeczy. - Trzymaj jeszcze spodenki.
- Masz chłopaka? - Zapytał znienacka.
- Nie, a co?
- Nic, tylko te ciuchy są bardziej w stylu męski i pomyślałem ...
- Spoko, kupiłam je kiedyś. Czasami ma tak, że lubię pochodzić po domu w takich ubraniach.
- Aha.
- A teraz chodź. - Pokazałam mu pokój gdzie będzie spał i łazienkę w której może się ogarnąć. - Zostaw ubrania, później przyjdzie i wsadzę je do suszarki, abyś miał je suche jak najszybciej.
- Dzięki.
- Nie ma za co. - Uśmiechnęłam się i wyszłam.
                    Poszłam sama jeszcze do garderoby po piżamę i poszłam do siebie. Gdy wzięłam szybką kąpiel i ogarnęłam się jako tak to poszłam sprawdzić co robi Marco. Poszłam pod jego pokój, ale usłyszałam szum wody z prysznica i to jak śpiewa piosenkę Justina Biebera. Zaśmiałam się pod nosem i poszłam po mopa, aby powycierać ślady jakie zrobiliśmy.
                    Gdy skończyłam latanie z mopem po domu to poszłam do kuchni zrobić nam kolacje. Z racji tego, że mało rzeczy potrafiłam przyrządzić to postawiłam na tosty. Wyciągnęłam wszystkie potrzebne produkty z lodówki i z szafki. Wyciągnęłam również toster i podłączyłam go do kontaktu, aby już się nagrzał. Gdy naszykowałam tosty i chciałam włożyć, jak pech się poparzyłam.
- Cholera! - Wydarłam się na całe mieszkanie.
- Co się stało? - Przybiegł, jak na zawołanie Marco.
- Nic. - Powiedziałam trzymając się za rękę. Podszedł do mnie i spojrzał na zaczerwienioną dłoń.
- Gdzie masz apteczkę?
- W szafce nad lodówką.
                    Podszedł w skazane miejsce i wziął czerwone pudełko i jąkać maść. Pewnie na poparzenia. Wyją wtyczkę i poprowadził mnie do salonu.
- Siadaj. - Rozkazał mi, a ja wykonałam jego polecenie.
                    Na początek zaczął wsmarowywać maść w moją dłoń, robił to tak delikatnie i czule, że aż ciarki po plecach mi przechodziły. Przyglądałam się w jakim skupieniu wykonuje po kolei czynności. Na sam koniec zawiną mi ostrożnie bandażem.
- Gotowe. - Oznajmił patrząc mi w oczy.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się do niego zadziornie.
- Mistrzynią w kuchni to chyba nie jesteś. Co?
- A no prawda.
- Może lepiej ja dokończę to co ty zaczęłaś. - Bardziej stwierdził niż zapytał.
- Ok, a ja w tym czasie wysuszę ci ubranie.
                    Jak powiedzieliśmy tak zrobiliśmy. Ja poszłam najpierw po ubranie Reusa, a następnie do pralni. Wrzuciłam ubranie do suszarki i poszłam zobaczyć co u Marco. Podeszłam do niego po cichu i usiadłam na blacie.
- Jak idzie?
- Właśnie skończyłem ... A ty nie masz gdzie siadać?
- Nie. - Wzruszyłam ramionami.
- To się zaraz okaże.
                    Z szyderczym uśmiechem wziął mnie na ręce i przewiesił przez ramie. Chciałam się uwolnić, ale nie dawałam racy. Trzymał mnie w solidnym uścisku. Zaniósł mnie do salonu.
- Możesz mnie puścić?
- Chciałabyś.
- Nie wiesz jak bardzo. - Położył mnie na kanapę i zaczął łaskotać.
- Hahaha ... Marco proszę przestań . - Starałam się mówić przez śmiech.
- Zrobisz coś dla mnie? - Przestał na chwile i spojrzał mi po raz kolejny w oczy.
- Wszystko, tylko przestań. - Powiedziałam nie wiedząc na co się decyduje.
- Masz ......

2 komentarze:

  1. Jaki słodziak z tego Marco ;)
    Po prostu super rozdział <3
    Tylko urwać w takim momencie, noo... czekam z niecierpliwością na kolejny!
    Pozdrawiam ciepło i zapraszam
    http://life-is-sometimes-cruel.blogspot.com/ NOWY ROZDZIAŁ
    http://bvbstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. jezuuu zajebisty blog... POSIKAM SIE JESLI NIE DASZ NASTEPNEGO ROZDZIAŁU <333 kocham ♥

    OdpowiedzUsuń